Jerzy Skoneczny ma 71 lat, a krawcem jest już 55 lat, można powiedzieć, że to człowiek, który przez te długie dekady szył dla żyrardowian i modnie ich ubierał. Pewnie byłoby trudno nie mieć wśród rodziny lub znajomych osoby, która nie korzystała z usług mistrza krawieckiego Jurka. Spod jego rąk wychodziły płaszcze, garnitury i spódnice – wszystko szyte na miarę. Lata pracy zawsze będzie wspominał z wielkim sentymentem bo spotkał na swojej drodze wielu życzliwych ludzi, a dla niego największą radością byli jego zadowoleni klienci.
– W 1996 roku otworzyłem Zakład Krawiecki w Żyrardowie przy ulicy Słowackiego, a następnie przeniosłem go na ulicę Ossowskiego. Miałem bardzo dużo klientów, nigdy nie siedziałem bezczynnie, nie nudziłem się. Zdarzało się, że szyłem i nocami, szczególnie w sezonie ślubów czy studniówek. Szyłem garnitury, a na studniówki piękne sukienki, kiedyś nie było możliwości pójścia i kupienia sobie w sklepie eleganckiej sukni – od tak… Dziewczyny przychodziły z katalogami i pokazywały mi jaką mniej więcej suknię chciałyby mieć, a ja zawsze dodawałem też coś od siebie. Szyłem także marynarki dla zespołów discopolo, ornaty dla księży, garnitury dla pracowników urzędów czy funkcjonariuszy Straży Miejskiej i Policji.
Gdy dzisiaj patrzę na ubrania w sklepach to serce mi się kraje i chce mi się płakać. Przez to, że są wykonywane masowo i fabrycznie, są bardzo niedokładne, wystają nitki, są krzywe zszycia. Ja w każdą rzecz wkładałem serce i wypracowywałem wszystko ręcznie.
Rozmowę z Jerzym Skonecznym przeczytacie Państwo w najbliższym wydaniu „ŻŻ”, we wtorek 5 kwietnia.