Wszystko zaczęło się od niepozornego splatania i rozplatania sznureczków... Z czasem z tych supłów uplotła się prawdziwa pasja. Najpierw była makrama, potem szydełko, a dziś Agnieszka Dmitruk tworzy kolorowe cuda – od chust, przez torebki i podkładki pod kubki, po zakładki do książek i ozdoby świąteczne. Wszystkie wykonane z ogromną precyzją i sercem. Jej dłonie zamieniają sznurki i włóczki w piękne rękodzieła – każde z nich ma swoją historię, barwę i emocję. To nie są tylko ozdoby czy dodatki – to małe fragmenty czułości, utkane z cierpliwości, marzeń i niegasnącej potrzeby tworzenia. Bo rękodzieło, jak mówi sama Agnieszka, to coś więcej niż hobby. Dla niej jest to chwila ciszy w zabieganym świecie. Ukojenie, które można wziąć do ręki. A każdy przedmiot, który wychodzi spod jej szydełka i palców, niesie w sobie kawałek jej duszy.
Rozmowa z Agnieszką Dmitruk – żyrardowską rękodzielniczką
- Skąd wzięła się Twoja pasja do rękodzieła?
- Wszystko zaczęło się od makramy. Podglądałam koleżanki na Instagramie i zakochałam się w pracach mojej imienniczki – Agnieszki. Zawsze marzyłam o tym, żeby w salonie zawisła taka wielka makrama, która od progu robi efekt "wow". I właśnie od niej kupiłam swoją pierwszą. Wsparłam rękodzielnika, a potem... godzinami przyglądałam się, jak ta kobieta to zrobiła. Na szczęście mamy Internet – YouTube okazał się kopalnią wiedzy. 27 stycznia, trzy lata temu, przyszły do mnie moje pierwsze sznurki i kijki. Tylko moje dzieci wiedzą, ile nerwów kosztowały mnie te początki. Moja młodsza córka nawet powiedziała: „Mamo, to chyba nie jest dla ciebie”. Makrama to praca dłońmi, robienie węzłów. Na początku wiązałam je zbyt mocno –więc rozplatanie sprawiło, że bolały mnie palce. Ale byłam dumna z tej pierwszej pracy. Dzisiaj, gdy wyjmuję z szuflady stare makramy, pytam sama siebie: „Co autor miał na myśli?” – ale to też pokazuje mi, jak ogromny postęp zrobiłam.
- Kiedy okazało się, że to coś więcej niż hobby?
- Zaczęło się od robienia prezentów dla rodziny i znajomych. A potem zaczęły wpadać zamówienia. Najpierw były makramy na gałęziach, później serwetki, torebki, podkładki. Przerzuciłam się ze sznurka skręcanego na taki do wyczesywania. Wciąż jednak czegoś mi brakowało. Zaczęłam podglądać szydełko – i przepadłam. Na początku wydawało się to skomplikowane. Słupki, oczka, włóczki... Myślałam, że to zajęcie, które wymaga nieziemskiej cierpliwości. Ale im bardziej zgłębiałam temat, tym bardziej mnie wciągało. Pierwsza czapka, choć pełna niedoskonałości, dała mi ogromną satysfakcję. Z każdą kolejną było lepiej – eksperymentowałam z kolorami, wzorami i technikami. Teraz uwielbiam robić chusty. Można je założyć na wesele, do pracy, na spacer, kawę z przyjaciółką, randkę – gdziekolwiek chcemy czuć się pięknie i wyjątkowo.
- No właśnie. Jak wygląda proces twórczy? To przecież godziny pracy...
- Oj tak. Taka chusta o wymiarach 150x130 cm to minimum 7 godzin dziennie przez miesiąc. To wszystko powstaje powoli. Oczko po oczku. Rząd po rzędzie. Czasem z przerwą na oddech, czasem z frustracją, że coś trzeba spruć i zacząć od nowa. Dlatego ważne jest, by umieć wycenić swoją pracę. Jeśli ktoś zastanawia się, dlaczego rękodzieło „tyle kosztuje” – nie kupujesz tylko chusty. Kupujesz czas, serce, doświadczenie i unikatowość, której nie znajdziesz w masowej produkcji. Rękodzieło to nie masowa produkcja. To historia. To uczucia. To wyjątkowość. Zawsze dołączam też instrukcję, jak dbać o produkt – jak prać, suszyć, przechowywać. Z racji tego, że jest to czasochłonne zajęcie to już teraz latem... przygotowuję się do Bożego Narodzenia, żeby wyrobić się ze wszystkim. Robię ozdoby świąteczne, m.in. te na choinkę. To świetny pomysł na prezent, a ja ten produkt przygotowuje od A do Z. wszystko pakuję ręcznie i jest gotowe do wręczenia. Klient nie musi się martwić o opakowanie – ja się tym zajmuję. Staram się też zawsze poznać osobę, dla której coś tworzę. Dzięki temu mogę lepiej dopasować projekt – żeby służył przez lata i naprawdę cieszył.
- Masz jakieś rękodzielnicze marzenie?
–Tak. Od zawsze zachwycałam się pannami młodymi. Ten dzień dla każdej kobiety jest jeden wyjątkowy. Sama czułam się wtedy pięknie. Moim marzeniem jest, aby pewnego dnia jakaś panna młoda przeszła przez kościół do ołtarza w chuście mojego autorstwa – w bieli, z dumą i uśmiechem. Włóczkę już mam, pomysły też. Wierzę, że ten dzień nadejdzie – i że ta chusta stanie się częścią czyjejś pięknej historii.
Dziękuję za rozmowę.
Zuzanna Bożek
Zapraszamy do odwiedzenia profilu Agnieszki Dmitruk na Facebooku i Instagramie:@makramowe_sznureczki
Cały wywiad przeczytacie Państwo w bieżącym wydaniu ŻŻ.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz