Pan Kwiatek – tak mówią o nim w Żyrardowie. Ale za tym przydomkiem kryje się znacznie więcej niż tylko florysta. Bartłomiej Malewicz to artysta z krwi i kości. Jego historia zaczęła się od pierścionków z bursztynem i bukietów, lecz dziś zmierza prosto na światowe salony sztuki. W chłodnej, ciemnej pracowni tworzy coś absolutnie swojego. Droga do wielkich rzeczy wiedzie przez kwiaty, biżuterię... aż po szczury z metalowego drutu, które przyciągają uwagę całego artystycznego świata. Teraz już wiadomo, dlaczego, gdy zapraszaliśmy Bartka na rozmowę, odpowiedział krótko: „Zapraszam do mojej nory.” Można śmiało powiedzieć – Szczury Bartka podbijają świat. Już 15 sierpnia będą prezentowane w nowej galerii street artu pod Bristolem, a równolegle trwają przygotowania do wystawy w Denver, gdzie staną obok prac samego Banksy’ego. Podobno i jemu przypadły do gustu.
Bartek to chłopak, który dorastał wśród komiksów i sprayu. Estetyka street artu, klimat buntowniczego DIY i niepokorność podskórnie płynęły w jego żyłach od zawsze. Nie zachwycały go jachty w Saint-Tropez. Wolał stary kajak z porysowaną patyną i duszą. Ma tendencję do interesowania się zupełnie innymi rzeczami, niż wskazują przewodniki i trendy. Piękna doszukuje się tam, gdzie inni go nie widzą.
Chodził do elitarnej mundurowej szkoły w Gdańsku – mundury, krawaty, dyscyplina. Do tej samej placówki uczęszczał kiedyś Günter Grass. Ale trzy miesiące przed maturą Bartłomiej powiedział „pas” i rzucił to wszystko dla... pierścionków z bursztynem. W jego rękach rodziła się biżuteria – najpierw według wzorów, później według własnych projektów. Dążył do perfekcji.
W Sopocie poznał Agnieszkę – dziś swoją żonę. To dla niej przeprowadził się do Żyrardowa. Jej rodzice prowadzili kwiaciarnię. I właśnie tam narodził się Pan Kwiatek. Zajął się kwiatami, jednak i tu nie brakowało pracy artystycznej. Florystyka? Nie taka jak wszędzie. Bartek chłonął inspiracje z Japonii, Rosji, Kazachstanu. Fascynowała go surowa prostota Skandynawii, chciał łamać schematy, które wtłaczano florystom do głów w szkołach. Ale Żyrardów wolał tradycyjne bukiety. A on chciał transparentności – dosłownie i w przenośni. Ludzie przechodzący ulicą mieli widzieć ten artystyczny chaos w pracowni i zrozumieć, że za kompozycjami kwiatów stoi człowiek, który czuje.
Pandemia była gwoździem do trumny dla kwiaciarni – Polski Ład nie przewidywał wsparcia dla jego działalności. Wtedy została zamknięta, a Bartłomiej skupił się na florystyce funeralnej.
Eksperymentował dalej – robił pierścionki z pięciozłotówek, z żywicy, które świeciły w ciemności. Szukał, drążył, kręcił...
– Pewnego dnia nakręciłem sobie na ryglu drucik. Kombinowałem, by te postaci były bardziej przestrzenne, by po spojrzeniu pod światło nie było widać stelaża. To leżało tak nawinięte parę tygodni. Gdy zacząłem to odwijać, wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, żeby zrobić z tego szczura.
– Szczur jest obleśny, przenosi choroby – nie są chciane, nie są lubiane. To taka postać z niższych społecznych warstw, ale ma coś do powiedzenia, potrafi coś pokazać, napisać, wysłowić się. Te szczury się przebiły, bo są piękne. Z niektórymi z nich można się utożsamić – każdy ma jakieś przesłanie. Ktoś stoi przed nimi, patrzy i myśli: "Kurde, to jestem ja".
Materiał, z którego powstają, jest nieoczywisty – to underground, punk rock, to wszystko to, co Bartek kiedyś kochał.
Jeden z jego szczurów trafił do Internetu. Efekt? Lawina wiadomości. Pisali ludzie z zagranicy. Podziwiali. Chwalili.
– Mimo tego, że wiele osób mówiło mi, że jestem zdolny – dopiero teraz to do mnie dotarło. Dopiero teraz zrozumiałem, że mogę nazywać się artystą i że to są moje dzieła.
W niedzielę, tydzień temu, napisał do Bartka Christian z Denver – właściciel tamtejszej galerii sztuki, która zajmuje się głównie sprzedażą prac Banksy’ego. Był zainteresowany zakupem szczura baletnicy do swojej galerii i poprosił o podesłanie innych prac.
Po jakimś czasie napisał że ustalał szczegóły z kolegami spod Bristolu, którzy otwierają nową galerię street artu i chcieliby zaprosić Bartka z jego pracami na wystawę.
Dodał też, że jego prace zostały wrzucone na międzynarodowa grupę artystów zrzeszonych przy Banksym.
– I dodał, że nawet sam Banksy polubił moją pracę. Mówię: "Jak to?". Pokazał mi screeny i napisał, że – jak poznaję maskę małpy – to właśnie pod tą postacią kryje się Banksy i że jest zainteresowany moimi pracami. Chcą je pokazać w galerii pod Bristolem.
We wtorek Bartek dostał informację, że jego kolejna wystawa ma się odbyć w Denver, gdzie jego szczury będą prezentowane obok prac samego Banksy’ego.
- Ja nie wiem, co się ostatnio dzieje w moim życiu. Jak o tym opowiadam, to mam gęsią skórkę i sam nie dowierzam... – mówi Bartłomiej Malewicz.
Cały materiał znajdziecie w bieżącym wydaniu „ŻŻ”.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz