Zamknij

Tam, gdzie zabawki mają duszę...

17:57, 13.06.2025 Aktualizacja: 18:05, 13.06.2025
Skomentuj

Pośród miękkich tkanin, kolorowych nici i stukotu maszyny do szycia powstaje świat wyjątkowy – pełen delikatności, wyobraźni i emocji zaklętych w drobnych detalach. To właśnie w Malinowej Sowie, niewielkiej pasmanterii z duszą, ręce właścicielki zamieniają kawałki materiału w ukochane zabawki. Bogusia Malinowska, właścicielka „Malinowej Sowy” i twórczyni ręcznie szytych zabawek, od najmłodszych lat wiedziała, że igła i nitka będą towarzyszyć jej przez całe życie. Dziś, w swojej małej pracowni, tworzy unikalne materiałowe postacie – od ryjówek i myszek po anioły – z których każda niesie w sobie cząstkę jej serca. W rozmowie opowiada o dziecięcych inspiracjach, powrocie do pasji po latach oraz o marzeniu, by Malinowa Sowa stała się miejscem wypełnionym jej zabawkami i radością tworzenia.

 

Skąd wzięło się Pani zainteresowanie szyciem?

– Zaczęło się już w dzieciństwie. Jedna z moich babć robiła na drutach, druga szyła na maszynie. Uwielbiałam je podglądać – fascynowało mnie to, jak z kawałka materiału albo włóczki powstaje coś wyjątkowego. Jako mała dziewczynka zaczęłam więc szyć ubranka dla lalek – torebeczki, kurteczki, sukieneczki… Powstały dosłownie setki rzeczy. Igła do szycia była wtedy moją towarzyszką niemal każdego dnia.

Czy kontynuowała Pani tę pasję w szkole?

– Tak. Poszłam do technikum odzieżowego w Skierniewicach, gdzie zdobyłam zawód technologa odzieży. Choć przyznam szczerze, że szycie odzieży nie należy do moich ulubionych zajęć. Co innego zabawki – one naprawdę mają duszę.

Co działo się po szkole? Czy szycie nadal towarzyszyło Pani życiu?

– Po szkole nastąpiła przerwa. Zajęłam się zupełnie innym zawodem, a szycie zeszło na dalszy plan. Wszystko zmieniło się, kiedy urodziła się moja córka. Pasja wróciła jak bumerang. Zaczęłam szyć drobiazgi na domowej maszynie – coś dla siebie, dla dziecka. Kiedy nadszedł czas powrotu do pracy po urlopie macierzyńskim, nie potrafiłam sobie wyobrazić powrotu na etat. I wtedy narodził się pomysł: pasmanteria. Tak powstała „Malinowa Sowa”. Na początku miała to być tylko pasmanteria, ale szybko zaczęłam też tworzyć zabawki, rękodzieło, wykonywać poprawki krawieckie.

Co daje Pani największą radość w prowadzeniu „Malinowej Sowy”?

– Kontakt z ludźmi. Naprawdę. W witrynie mojej pasmanterii wystawiam zabawki, które szyję. One przyciągają uwagę – ludzie zatrzymują się, zaglądają do środka, czasem tylko po to, żeby chwilę porozmawiać. I to jest piękne – że drzwi do „Malinowej Sowy” właściwie się nie zamykają. Każdy, kto tu wchodzi, wnosi ze sobą jakąś historię, swoją energię. Uwielbiam też kiermasze. Pierwszy odbył się w Muzeum Lniarstwa – do dziś pamiętam ten klimat, tych ludzi, radość, gdy zobaczyli moje prace. Zaczęło się wtedy od aniołów. Potem przyszły kolejne formy i wciąż tworzę coś nowego.

Jakie emocje towarzyszą Pani podczas szycia?

– Gdy zaczynam szyć zabawki, to wchodzę w zupełnie inny świat. Czas przestaje istnieć. Gdyby nie telefon i zegarek, potrafiłabym szyć od rana do nocy. Pamiętam, jak kiedyś przygotowywałam się do Święta Kwiatów w Skierniewicach – szyłam, szyłam, aż zadzwonił mąż z pytaniem, czy wracam dziś do domu. Spojrzałam na zegarek – a tam późna noc! Nawet nie zauważyłam, że zrobiło się ciemno. To mnie uspokaja, relaksuje, daje radość.

Czy jest zabawka, która ma dla Pani szczególne znaczenie?

– Tak, zdecydowanie. To długi kot, którego uszyłam dla mojej córki z resztek materiału. Był uroczy, choć bardzo nieporadny – wtedy dopiero się uczyłam. Ale ona go pokochała. Bawiła się nim przez lata. Później powstała ryjóweczka – kolejna ukochana zabawka mojej córki. A potem zaczęły pojawiać się anioły. Uwielbiam je szyć. Każdy z nich jest inny, każdy ma w sobie coś wyjątkowego. I szczerze? Nie lubię ich sprzedawać. Bo one są takie moje – w każdym jest cząstka mnie. Szczególne znaczenie mają dla mnie anioły wykonane z powertexu – to technika utwardzania tkanin. Każdy taki anioł wiąże się z emocjami, przeżyciami. Dlatego kilka z nich zostało ze mną. Trzy, może cztery. Po prostu nie umiałam się z nimi rozstać. Nie liczy się dla mnie ilość, tylko jakość. Każda rzecz powstaje z sercem. Nie chodzi o pieniądze – chodzi o sens. To cudowne uczucie wiedzieć, że moje zabawki towarzyszą dzieciom przez wiele lat. Pamiętam, jak pięć lat temu kolega mojej córki z przedszkola kupił u mnie anioła. Nazwał go Jacek. I ten Jacek jest z nim do dziś. Takie historie naprawdę poruszają serce.

Czy przyjmuje Pani zamówienia indywidualne?

– Nie. Nie robię rzeczy na zamówienie, bo wtedy to już nie jest „moje”. Osoby zamawiające mają swoją wizję, swoje ramy – a mnie trudno się w te ramy wpisać. Lubię tworzyć swobodnie, z wyobraźni, bez ograniczeń.

Skąd czerpie Pani pomysły na zabawki?

– Nie korzystam z gotowych projektów z Internetu. Wszystko, co robię, wypływa z mojej wyobraźni. Zaczynam od formy – nad którą pomagają mi pracować córka i mąż, bo ja rysować nie lubię (śmiech). Potem wybieram materiał, z którego powstaje korpusik, i wtedy zaczyna się prawdziwa magia – trzeba tę zabawkę „ubrać”, nadać jej duszę, postawić tę przysłowiową kropkę nad i. I później… przychodzą takie małe łapki, biorą zabawkę i się cieszą. To bezcenne. Moje zabawki są bezpieczne – wszystko jest ręcznie wyszywane, bez żadnych plastikowych czy niebezpiecznych elementów. W środku – kulka silikonowa, antyalergiczna. Materiały są atestowane.

Jakie ma Pani marzenia związane z „Malinową Sową” i rękodziełem?

– Marzy mi się, by Malinowa Sowa stała się miejscem, w którym będą wyłącznie moje zabawki. Chciałabym otaczać się nimi na co dzień – tak, jak wtedy, gdy przygotowuję się na kiermasze. Wchodzę wtedy do sklepu, a tam pełno moich małych dzieł. Uwielbiam ten widok. Może to przez to, że urodziłam się w Dzień Dziecka – to dziecko chyba wciąż we mnie drzemie.

Dziękuję za rozmowę

Zuzanna Bożek

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%