Gosia Tyćkowska to prawdziwa, żywa reklama własnej biżuterii. Ta żyrardowianka nie tylko tworzy kolorowe bransoletki z błyszczących koralików i kwiatowe kolczyki, ale nosi je z dumą i pozytywną energią. Jest iskrą rękodzielniczej pasji, która zaraża swoim entuzjazmem. Na lokalnych kiermaszach zawsze można ją spotkać z ciepłym uśmiechem. Jak sama mówi: „Nie kupuję biżuterii, noszę własną” – a swoją twórczością dzieli się z innymi, dając im kawałek siebie.
Skąd wzięła się u Pani pasja do tworzenia i rękodzieła?
– Można powiedzieć, że to moje zamiłowanie do tworzenia i rękodzieła przeszło mi w genach po Tacie – Edwardzie Homanowskim. Rzeźbił, był złotą rączką, umiał zrobić coś z niczego. Nie bał się eksperymentować – ja mam tak samo. Moje dzieciństwo to zabawa w wiórach drewnianych i wszechobecny zapach szlifowanego bursztynu. To mój osobisty łącznik z Tatą. Przesiąkłam tym klimatem.
Czy pamięta Pani swoje pierwsze próby twórcze?
– Na początku bardziej udzielały mi się pasje Mamy – szydełkowanie, szycie. Zawsze coś drobnego robiłam. Pamiętam jedne wakacje z moją bardzo uzdolnioną kuzynką – mieszkałyśmy niedaleko cegielni, więc przytargałyśmy wielki kawał gliny i lepiłyśmy z niego pudełeczka i miseczki. Ostatnio odwiedziłam koleżankę z dzieciństwa – pokazała mi właśnie to pudełeczko, które jej wtedy podarowałam. Zachowała je przez te wszystkie lata – to było dla mnie niesamowicie wzruszające.
Jak rozwijała się Pani działalność rękodzielnicza?
– Zaczynałam od prostych bransoletek z rzemyków i koralików .Potem wzięłam udział w kiermaszu świątecznym w Muzeum Lniarstwa. Zachwycił mnie klimat, ludzie, ich prace – to była świetna okazja do rozmów. Jedni kupowali moje wyroby, inni po prostu mówili, że są ładne. Później pojawiły się kiermasze w Centrum Kultury, Święto Lnu, Święto Chleba w Radziejowicach – jestem tam już stałą bywalczynią. Kolekcjonuję plakietki z napisem „Wystawca”. Tworzymy w okolicy taką „rękodzielniczą rodzinę”. Wspieramy się, podsyłamy sobie informacje o imprezach, inspirujemy nawzajem. To bardzo ważne – mieć wokół siebie ludzi z tą samą pasją .Dobrze jest mieć odskocznię, pasję. Dzięki temu łatwiej przetrwać trudne chwile w życiu. Zamykamy się w swoim świecie. Włącza się twórczy tok myślenia, wyobraźnia pracuje. Nie ma wtedy czasu na smutek czy depresję.
Czym jest dla Pani rękodzieło – pasją, pracą, formą terapii?
– To zdecydowanie moja pasja.Gdyby nie ona, nie wiem, jak poradziłabym sobie w wielu trudnych momentach życia. To moja odskocznia, przestrzeń tylko dla mnie.I niesamowite uczucie, gdy ktoś na kiermaszu mówi: „Ja pani szukałem!”, albo: „Do tych kolczyków chciałabym wisiorek!”. Czasami ludzie piszą do mnie z prośbą o prezent. To ogromna radość – dawać innym coś, co się samemu stworzyło z sercem.
Cały wywiad przeczytacie Państwo w bieżącym wydaniu ŻŻ.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz